..
Tam i z powrotem

116 | 104579
 
 
2008-01-11
Odsłon: 861
 

Piotrek z Łodzi

Przeglądając notatki z wyprawy na Kazbek w 2003 r. przypomniało mi się takie zdarzenie...

Po kilkunastu dniach spędzonych pod Kazbekiem, nocując w szarpanym porywami huraganowego wiatru namiocie, gdy kolejne próby wyjścia kończyły się niepowodzeniem, wreszcie mieliśmy dość. Postanowiliśmy schodzić.
Miałam jednak wrażenie, że Kazbek nas więzi. Siedzieliśmy w namiocie i słuchaliśmy odgłosów burzy i stukania drobin śnieżnych o tropik. Cały lodowiec był zasnuty mgłą, a schroniska z namiotu w ogóle nie było widać.
Przy zejściu obawialiśmy się pobłądzenia na lodowcu, udało nam się jednak znaleźć ekipę, która akurat wybierała się na dół. Bogaty tatuś z córunią i jej chłopakiem oraz wynajętym przewodnikiem – pomyślałam sobie, jak ich zobaczyłam. Odstrzeleni byli w markowe ciuchy i zaopatrzeni w drogi zachodni sprzęt. Tylko ich przewodnik w wysłużonej kurtce i nienadzwyczajnych butach o twarzy zniszczonej wiatrem budził mój szacunek. Prowadzeni przez niego przeszliśmy lodowiec w całkowitej mgle. Niezbędne okazało się założenie raków, bo lód był bardzo zmarznięty i strach budziły zasypane śniegiem szczeliny.
Na końcu lodowca zatrzymaliśmy się na chwilę, by odpocząć, ściągnąć raki i... wtedy wyszło szydło z worka. Gdy usłyszeli, że jesteśmy z Polski, jeden z nich stwierdził: Z Polski? Ja mam kolegę z Polski. Piotrek z Łodzi. Pustelnik się nazywa... Zatkało nas. Okazało się, że mamy do czynienia z czołówką gruzińskich himalaistów. Nasz „przewodnik” miał na koncie prawie wszystkie ośmiotysięczniki, chłopak – „Młody” – Koronę Ziemi, a dziewczyna była pierwszą gruzińską zdobywczynią Ama Dablam. Nasz „sponsor” natomiast kiedyś się z nimi wspinał, teraz jednak większość czasu spędzał za biurkiem. Widać to było po jego wydatnym brzuszku... Gdzieś miałam zapisane ich nazwiska, ale kartka zaginęła...

Na Kazbek udało nam się wejść w następnym roku...
 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd